Do Złego Mięsa trafiliśmy za namową mojego kumpla, zagorzałego weganina. Sprawdziliśmy kilka opinii w różnych serwisach internetowych i zapadła decyzja, że niedzielny obiad będzie bezmięsny. Po wejściu do restauracji ujrzeliśmy bar i jedną salę z ciekawym wystrojem, ale również, niestety, ogólnie panującą ciasnotą. Prawie wszystkie stoliki były zajęte, co było dobrym znakiem i pozytywnie świadczyło o restauracji. Po przeciśnięciu się między zajętymi stolikami zajęliśmy własne miejsce. Gdy nadszedł czas na złożenie zamówienia, zdecydowaliśmy się na dwa burgery z pieczoną dynią, frytkami i surówką (22 zł) oraz tortillę z falafelem (13 zł).

W Złym Mięsie panuje samoobsługa, więc musieliśmy sobie wziąć sztućce – i tu było małe rozczarowanie, bo niektóre nie były najczystsze na świecie, ale ok – finalnie czyste też się znalazły. Po dosyć szybkim czasie pojawiły się nasze dania; były ładnie podane, a kompozycja na talerzu ciekawie się prezentowała. Co do smaku, to wszystko było dobrze przygotowane, ale nasze kubki smakowe nie oszalały. Tu muszę szczerze przyznać, że nie jesteśmy smakoszami takiej kuchni, stąd możemy być nieobiektywni (wg moich wegańskich przyjaciół kuchnia w ZM jest bardzo dobra).

Jeśli chodzi o obsługę, jest bardzo pomocna i bezpośrednia – zwracanie się do klienta bezpośrednio na „ty” jednym może przeszkadzać, a innym nie. A teraz minusy. Niestety, po posiłku nasze ciuchy były przesiąknięte zapachem oleju. Ohyda! A, no i nie można płacić kartą. 

W najbliższym czasie nie planujemy powrotu do Złego Mięsa, ale uważamy, że dla wegetarian i wegan jest to obowiązkowy punkt na kulinarnej mapie Wrocławia.

Lokalizacja: Ofiar Oświęcimskich 19, Wrocław, Polska

Jedzenie
Obsługa
Atmosfera